Chyba najłatwiej, choć nie tak łatwo, będzie zacząć od zmiany w postrzeganiu Ciebie.
Nie pamiętam jak Cię widziałem wcześniej. Tj. od kiedy pamiętam, to byłaś takim marzeniem z tyłu głowy i więcej miałem potrzeby niż "wizji" Ciebie. Byłaś trochę odrealniona w mojej głowie jakby bardziej pragnieniem niż osobą. Tak mi się wydaje teraz, że tak było. Nie pamiętam, bym przypisywał Tobie jakieś cechy charakteru, poza tymi które znałem: że jesteś silna, namiętna, czuła, empatyczna, że masz słabości, jesteś ugodowa etc.
Po tych dwóch miesiącach częstego wirtualnego i realnego przebywania ze sobą, stwierdzam, że nadal tak jest jak uważałem. Teraz moja wiedza o tym jaka jesteś się pogłębiła, znam więcej szczegółów. Jesteś teraz z krwi i kości, a nie tylko w marzeniach/pragnieniach. Znacząca różnica.
Bardzo mnie zaskoczyło, jak zgodni jesteśmy, jak mało się różnimy w podejściu do życia, choć inaczej je przeżywamy - Ty bardziej emocjonalnie, ja bardziej analitycznie. A ponieważ jestem analityczny to spodziewałem się spadku tej chemii, która pojawiła się na początku. Spodziewałem się także second thoughts, więc ani mnie nie smucą ani martwią taka jest kolej rzeczy, że się pojawiają. Ale w sumie nie mogłem się tego doczekać, nieustające skurcze nie pozwalały się skupić na niczym (nadal mam czasem, ale już nie tak często). Ta chemia to taki "ogłupiacz", baaardzo miły, ale ogłupiacz; to przez nią mogliśmy totalnie wpaść, ale udało się. Teraz możemy bardziej trzeźwo postępować, bardziej obserwować się, przebywać ze sobą. Ciekawe jest to, że u mnie nie wygasło, tylko pojawia się rzadziej, np. teraz kiedy piszę o nas wróciła, często jest przed snem - choć już nie codziennie. Mój organizm zaczął się dopominać o swoje, choć wcześniej i 5h snu to był luksus i mogłem w miarę normalnie funkcjonować.
Wracając do second thoughts: tak, też je mam - pewnie podobne. Myślę sobie jakie konsekwencje miała by nasze wydanie się, jakby odebrało to otoczenie w którym jestem, co by uległo zmianom. Reakcja otoczenia na taką wpadkę, jest w sumie nieprzewidywalna, więc zacząłem się zastanawiać czym jestem uzależniony od środowiska, ile kwestii przyziemnych uległo by zmianie, jak dużo swoich przyziemnych "interesów" musiałbym zabezpieczyć... takie spojrzenie trochę otrzeźwia i sprawia, że chcę być bardzo, ale to bardzo ostrożny. Ale nie chłodzi mojego stosunku do Ciebie:) p
Mam także obawy: A co jeśli gdzieś czegoś ważnego o sobie nie wiemy? Co jeśli sypną się nam nasze związki i się zejdziemy, by po kilku latach mieć siebie serdecznie dość? Czy nie lepiej wtedy zostać przy tych związkach co mamy?
Ludzie w różnych sytuacjach grają różne role. To fakt, psychologiczny. Inaczej zachowujemy się w pracy, na koncercie, na piwie, w domu, w parku z kochanką(iem)... Pytanie jak zmieniło by się nasze zachowanie w relacji stałej? Nie jesteśmy tego w stanie inaczej sprawdzić niż na żywo;) Ale przebywając ze sobą w różnych konktekstach, jesteśmy wstanie już trochę po wnioskować.
Na tym etapie co jesteśmy, świadomie czy nie będziemy się "testować" i albo zbudujemy mocne przywiązanie albo dojdziemy do wniosku, że się oddalamy. Nie mniej to naturalna kolej rzeczy. Będziemy odkrywać coraz więcej swoich słabości i albo będą do zniesienia, albo nie. Z tego też można uczynić dla siebie sporo dobrego: np. zmienić słabe nawyki, które potencjalnie mogą być uciążliwe, chemia ciągle działa i będzie sprzyjać zmianom :)
Przypomniała mi się brutalna ale niedaleka od prawdy piosenka Heya "Zakochani". Nie mniej to co opisuje Nosowska to sprawka tej właśnie chemii mózgu, a nie woli. Ale szkoda, że nie da się być non-stop na miłosnym haju :)
Chyba jeszcze tylko o czułości nic nie pisałem:) Więc tak ostatnie widzenie było czułe. Na maxa! Mógłbym Cię tulić bez końca:) To kolejny odcień naszej relacji. To że potrafimy wytrzymać ze sobą nie całując się (lub jeśli są warunki nie kochając się ze sobą) a tylko "przebywając" jest świadectwem tego, że już mamy trochę inny etap i potwierdzeniem, że ta twarda chemia się wyczerpuje i nasze mózgi pracują nad przywiązaniem, lub są po prostu tym hajem zmęczone:)
I dobrze, potrzebujemy czasu, sporo czasu by się "rozwiązać", wykorzystajmy spadki wzajemnej chemii do normowania stosunków w domach, a może nawet do ich poprawiania, by niczego nie przyśpieszać. Jeśli ciągle na siebie czekamy, to się doczekamy - jak nie to nie :). Checkpoint za 2-3 lata; no chyba, że wystąpią jakieś nieoczekiwane zwroty akcji, których umówiliśmy się, że nie będziemy prowokować.
Tej wzajemnej chemii będą różne poziomy, czasem będziemy "rozsynchronizowani" ktoś będzie miał wysoki, ktoś niski jej poziom - zaczną rodzić się konflikty, ciekawe jak sobie z nimi poradzimy.
A teraz to bym cię ZJADŁ!!